3917/3964

44

 44.jpg

NR 44. Szkoła Kazimierza.

W roku 1949 zacząłem uczęszczać do męskiej szkoły im. Kazimierza na ul. Sienkiewicza nr 7 (interesująca ulica). Była to szkoła ogólnodostępna a różnice wiekowe jak to po wojnie. Był to i jest budynek dwu piętrowy starego budownictwa a w/g współczesnego to ma wysokość trzech pięter. Budynek obskurny, ciemny, brudny. Kible drewniano - cegielniane były na zewnątrz szkoły w sąsiedztwie z tartakiem, którego deski bardzo często leżakowały na obrzeżu boiska szkolnego. Z gier sportowych tylko była siatkówka. W ciemnym budynku szerokimi bezpośrednimi schodami wchodziło się na piętro a potem bocznymi na drugie piętro. Moja klasa była na drugim piętrze po prawej stronie budynku z oknami na ulicę i "Platerówki". W klasie były trzy rzędy ławek i po dwie ostatnie były zajęte przez "elitę ". Dwie ławki boczne koło pieca dla "starszyzny klasowej." W rzędzie koło pieca ja siedziałem w trzeciej ławce. Bylem protegowanym wśród starszyzny wiekowej i siłowej. Byłem ich pomagierem naukowym a nawet niektórym pisałem prace domowe w zeszycie. Oczywiście coś tam zawsze wpływało w łapę i była ochrona. Nowakowski i Kowalski siedzieli koło pieca. Kubacki Tadeusz kawał chłopa siedział w przedostatniej ławce koło okna trenował coś siłowego. Co do pozostałych już przeciętnych to pamiętam i widzę braci bliźniaków Alberta i Zdzisława Włókę. Jeden blondyn a drugi ciemny włos. Jeden pisał się przez "U" zwykłe a drugi przez "U" kreskowane. Mieszkali na ul. Słowackiego v/v wieży ciśnień a podwórka przechodziły w ogrody w stronę ul. Narutowicza. Pamiętam gdzie niektórzy mieszkali ale z nazwisk już nie kojarzę. Był Dzięgielewski mieszkał na ul. Wojska Polskiego nr 85 na drugim piętrze. Ojciec jego był chyba prezesem Polskiego Związku Motorowego. Miał duży motor z przyczepką. Woził nas parę razy, ale była frajda. Na różnych uroczystościach miejskich uczestniczyli z dużym hałasem. Jest problem, czy pamiętam Go ze Szkoły Ćwiczeń czy ze Szkoły Kazimierza. To tylko 70 lat temu. Osobowością szkoły był woźny bardzo wysoki i bardzo szeroki z dzwonkiem ręcznym. Jak ktoś z uczniów przeskrobał to potrafił go zanieść dyrektorowi trzymając za kołnierz w jednej ręce.

A teraz o nauczycielach. Rogowski (łysawy) od rosyjskiego ciągle pisał na tablicy i trzeba było przepisywać. Starszyzny raczej nie pytał bo wiedział że miałby kłopoty. Bywało że ktoś za kogoś czytał a On siedział przy stoliku i był zapatrzony w książkę. Zdarzało się, że gdy pisał na tablicy to do tablicy strzelano z "gumek". Oczywiście nikt nie widział, nic nie słyszał. Pani Tazbir od biologii. Było ciekawie i bez ekscesów. Parę razy syn jej lekarz przychodził z mikroskopem na lekcje i oglądaliśmy nieznany nam świat. Nawet starszyzna podziwiała i zadawała pytania. Nawiązałem pewną współpracę w siódmej klasie. Przynosiłem węgiel i drzewo z komórki do domu a w nagrodę mogłem popatrzyć w mikroskop na ustawiony preparat lub pooglądać książki biologiczne. Zastanawiałem się nad każdym ziarnem dlaczego wiedzą jak rosnąć. Po pójściu do LO TPD minęło mnie to. Tam trzeba było tylko wytrwać jako dziecko akowca. Matematyk był szczupły, energiczny, starszy o manierach wojskowych, srogi ale wyrozumiały. Twarz pamiętam a nazwiska nie. Na zasadzie "jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie" umiał to wszystko wziąć w karby. Ja miałem dobrze bo w paru zeszytach odrabiałem prace domowe a do szkoły przychodziłem wcześniej, żeby mieli czas odpisać. Od rysunków to był prawdziwy starszy "artysta plastyk" chyba z małą bródką. Opowiadał i przedstawiał to w postaci rysunków a klasie słychać było muchę. Fascynował wszystkich. Zaliczało się rysunki z martwej natury oddając prace. Tutaj też miałem sporo dodatkowych prac domowych. Religię mieliśmy z księdzem Krescentym z Bernardynów. W Szkole Ćwiczeń miałem z nim komunię i bylem ministrantem w bernardynach, więc było spoko. Z klasą nie miał większych problemów, bo jakoś umiał sobie podporządkować klasę. Co do reszty nauczycieli to nic nie pamiętam. Czy w ogóle mieliśmy jęz. polski - biała plama. Chemii wtedy w siódmych klasach nie było. Był to nowy wchodzący przedmiot dopiero w starszych klasach LO.

W czasie przerw często siadaliśmy na stertach desek suszących się na boisku i śpiewaliśmy chóralnie ówczesne melodie. Najpopularniejszym był "Na lewo most, na prawo most a środkiem wóda płynie" itd. Oglądało się też jakieś uczniowskie występy bokserskie lub zapaśnicze. Dzięki moim opiekunom nauczyłem się rzemiosła bokserskiego. Byłem twardzielem i tu miałem osiągnięcia. Do tej pory w Szkole Ćwiczeń było to nie do pomyślenia i także w sekcjach podwórkowych. W mojej klasie nikt nie był ze Szkoły Ćwiczeń bo tu była szkoła o słabszym poziomie. Zaletę tą miała, że dyrektor (nie pamiętam nazwiska) był dobrym znajomym mojego ojca. Szkoły podstawowe decydowały gdzie uczeń ma iść dalej. Gdyby nie znajomość to miałem być typowany do zawodówki przy hucie Kara lub Hortensja. O Chrobrym to można było tylko pomarzyć. Jakoś udało się (bo dziecko akowca), że poszedłem do LO TPD i trzeba było błaznować żeby wytrwać do zakończenia matury. Było u nas, że ktoś nie został dopuszczony do matury bo ojciec delikwenta zaczął działać aktywnie przy kościele.

Plik44.jpg
Wymiary1200*675 [800*450]
Tagi
Albumy
Odwiedzin5915
Średnia ocena5.00 (oceniane 1 razy)
Oceń to zdjęcie