35/55

30

 30 SzkołaĆwiczeń.jpg

NR 30. Przyszedł rok 1945. Wielkie zmiany. Między innymi trzeba iść na nauki do szkoły. Szkoła Ćwiczeń była umiejscowiona przy ul. Stronczyńskiego. V/v szkoły była w piwnicy piekarnia. Od ulicy Wojska Polskiego sąsiadowała ze Strażą Pożarną i trochę w bok z kościołem Dominikanów. W późniejszych latach było Pogotowie Ratunkowe i Szkoła Podstawowa powstała w budynku zakonnym Dominikanów. Od ulicy Rycerskiej słynne więzienie. Przed I Wojną Światową odbywał tu karę Macoch. Dalej był Kościół Panien, z którym też graniczyło boisko szkolne. Nie pamiętam kiedy zaczęliśmy naukę, wiosną czy też od września. Pamiętam, że w trakcie nauki na boisku szkolnym było dużo różnych skrzyń drewnianych, słomy, siana i ponoć amunicji. Umieszczono na ogrodzeniu z różnych stron zakaz wstępu na boisko. W szkole drzwi na boisko były zaryglowane. Kiedyś przyjechało wojsko. Mieliśmy małą przerwę w nauce. Wywieźli wszystko. Wejście główne na wysoki parter odbywało się może po 15 szerokich schodach ograniczonych przy ścianach stylizowanymi wielkimi stopniami niczym dla wielkoludów. Wspinaliśmy się nieraz po nich. Nauka była na parterze i piętrze. Szatnie na parterze i część w piwnicy. Dyrekcja, administracja i chyba pokój nauczycielski były na parterze. W piwnicach panował tajemniczy półmrok i jakieś niezbadane pomieszczenia. Też był tu jakiś gabinet lekarski. Przebojem była mała salka gimnastyczna z niskimi okienkami pod sufitem wychodzącymi na boisko. Na piętrze po obu stronach korytarza były klasy i aula usytuowana nad schodami wejściowymi z częścią wystającą jakby z budynku. Odbywały się tutaj różne „spędy”. Stał tu z boku po prawej stronie fortepian. Dwie klasy sąsiadujące z aulą miały też dodatkowe drzwi wejściowe do auli.

Kiedyś przyjechała ekipa lekarzy ze Szwecji. Wykonywali badania ogólne i szczepienia powiązane z gruźlicą. Po pewnym czasie wracali i sprawdzali szczepienia. W międzyczasie jakiś Szwed pogrywał sobie na fortepianie. Robiliśmy rysunki z ich spotkań a potem na pamiątkę uroczyście wręczaliśmy. Gruźlica była nawet pospolita. Około 1970 r. już wygasała. Większe zakłady produkcyjne lub grupy zawodowe miały własne sanatoria przeciwgruźlicze.

Od przyjazdu Szwedów musieliśmy pić tran i nosić własną łyżkę. Oj - były z tym problemy i histerie. Trzeba było pić - to się piło, chociaż mnie nie smakowało. W chwili obecnej w okresie zimowym codziennie wypijam łyżeczkę tranu. W tamtym okresie była też "Ciocia Unra". Była to dar z amerykańskiego demobilu w postaci konserw mięsnych i soków. Opakowania metalowe miały charakterystyczną barwę - ciemna zieleń matowa. Konserwy mięsne były tłuste i smaczne. Sok grejpfrutowy był w puszkach chyba od 1,5l do 2l. Każdy mógł go brać, ale nie musiał pić. Część wybrzydzała, że gorzki i oddawała lub sprzedawała chętnym.

Co do szkoły to ponoć była renomowana, wiodąca w Piotrkowie. Była zbieranina uczniów mniej więcej w tym samym wieku z całego miasta i to z rodzin lepiej sytuowanych. Klasy były liczne, bo taka sytuacja gospodarcza. Szkoła była chyba 4 lub 5 letnia więc następne klasy trzeba było zaliczać w innej szkole. W innych szkołach różnice wiekowe w klasach dochodziły do 3 lat. Nauczyciele byli z "odzysku" lub z "pospolitego ruszenia".

Pamiętam bo trudno zapomnieć pseudo uczyciela ubranego na czarno chodzącego w bryczesach i oficerkach. Zawsze w jego rękach był często używany "cięty pejcz". OJ używał go. Strasznie szczypał. A niech go diabli w piekle obracają. Dalszą edukację kontynuowałem w szkole Kazimierza na ul. Sienkiewicza.

Plik30 SzkołaĆwiczeń.jpg
Wymiary433*424
Tagi
Albumy
Odwiedzin5417
Średnia ocenanie oceniane
Oceń to zdjęcie