NR 27. Wielkanoc 9/10.04.1944r. ul. Toruńska 1.
Od bramy (pada w nią cień słupa) pierwsze drzwi (i też zarazem okno) to wąski sklepik spożywczy. Drugie drzwi z oknem wystawowym (oparty rower) to zakład fryzjerski. Trzecie drzwi z oknem wystawowym to sklep "mechaniczny". Następny niewidoczny budynek, ale sąsiadujący to HOTEL EUROPA. Po przeciwnej stronie ulicy na placyku był "CPN". Pompowanie ręczne. Dwa baniaki szklane może po 3 lub 4l. Plan pompy jest w Archiwum na Toruńskiej. Ciekawy ponoć opis - polecam.
Zakład fryzjerski był punktem kontaktowym AK. Po akcji składano broń; czy też wydawano - nie wiem. Gdy wchodził Niemiec to wszyscy Polacy natychmiast wychodzili nawet z namydloną twarzą. Nikt nie mógł wtedy też wejść. Była tam jakaś skrytka, "piwniczka" pod umywalką, od drzwi wejściowych trochę w lewo skos na przeciwległej ścianie. Natomiast żona fryzjera była modystką. Obsługiwała bardzo dużą liczbę znudzonych Niemek. Była łączniczką AK z Warszawą - jeździła do stolicy po "filce" na kapelusze dla Niemek - miała więc dobre papiery do podróży. Łapanki jej nie dotyczyły ani rewizje np. na stacji w Piotrkowie (opiszę takie zajście). Wiem, że jeździliśmy tramwajem z dworca Centralnego i wysiadaliśmy na bardzo wysokim moście, zwanym Poniatoszczak. Szliśmy m/in. na Solec do ciotki (siostra mamy też modystka), ale też odwiedzaliśmy w pobliżu zakład krawiecki, gdzie zawsze coś majsterkowano przy moim ubranku ku mojej radości. No i wyszło szydło z worka, w ubrankach były meldunki. Chodząc do LO za CARA JÓZKA zadałem mamie pytanie co było w tych ubraniach. Z trwogą w tajemnicy potwierdziła i w skrócie opowiedziała. Nigdy do tych tematów nie wracała.
Pewnego razu też pojechaliśmy do W-wy i nie mogliśmy wyjechać od ciotki, bo wybuchło POWSTANIE. Pamiętam halę dworcową w Pruszkowie, koczowanie pod filarem i wyjazd w wagonie "bydlęcym" ciemną nocą w nieznane. Jechaliśmy.... Kamienica na Solcu przetrwała, ale rozebrano ją w trakcie przebudowy Warszawy. Po wyzwoleniu na parterze po lewej w gotowym mieszkaniu po rodzinie żony mojego chrzestnego (mieli wilczura), zamieszkał jakiś dostojnik. Z opowiadań wiem że pies SABA powróciła na parter i pod drzwiami z rozpaczy zdechła. Nie chciała od nikogo jeść. Na poddaszu u siostry mojej mamy (też modystki) w gotowym mieszkaniu zamieszkało małżeństwo będące aktywem nowej generacji. Na podwórku powstanie przetrzymało bardzo duże drzewo (na wprost bramy) i groby powstańców ....Jechaliśmy, jechaliśmy. W pewnym momencie pociąg zatrzymał się. Cisza, trwoga. Po chwili słychać wzdłuż pociągu nawoływanie "Niuśka". Tak niektórzy mawiali na mamę. Wrota otwarto. Asystowało nas dwóch ciemnych facetów. Dziwna ucieczka, bo przez pokrzywy, które mnie nie poparzyły. Mama natomiast po przyjściu do jakiegoś domu miała robione okłady. Byliśmy trochę w Rakowie (za kierkutem) u znajomego gospodarza. Nazywał się Kawałek lub Kawałko - rosły, silny, zabrany do Niemiec na roboty. Następnie udaliśmy się do Świerczowa, do rodziny mojej mamy. Po spotkaniu z pokrzywami ja nie miałem żadnych śladów. Nieraz nad tym się zastanawiam. Teraz nie lubię pokrzyw bo zaraz po delikatnym dotknięciu bąble. Używam ich na nawóz ogrodowy. Rwę w bardzo długich i grubych rękawicach. Napar z pokrzyw jest bardzo dobry i wskazany.
File | 27.jpg |
Dimensions | 650*453 |
Tags | |
Albums | |
Visits | 6095 |
Average rate | 5.00 (rated 1 times) |
Rate this photo |