Lencewicz nad Pilicą
W 1912 r. 23-letni Stanisław Lencewicz, późniejszy profesor Uniwersytetu Warszawskiego, odbył objazd naukowy doliną środkowej Pilicy. Miał na nim – jak pisze – „możność zwiedzania mało znanego zakątka kraju, gdzie wśród cienistych lasów, podszytych czerwonym kobiercem poziomek, biją szmaragdowe źródła, gdzie stada jeleni nie obawiają się człowieka, gdzie spokojna Pilica swemi cichemi wodami kamienne brzegi podmywa”. Kwaterował w Smardzewicach, dokąd przybył z Warszawy pociągiem (via Tomaszów) i końmi. W pierwszych dniach interesowała go geografia rzeki, która tworzyła tu meandry. O jej „szczególnym figlu” miał okazję usłyszeć w Swolszewicach; pewien włościanin posiadał tam „łąki na prawym brzegu Pilicy, a pewnego dnia znalazł je na brzegu lewym i w dodatku w innej gubernii”. Jak się dowiedział: „rzecz się tak miała, że łąki owego gospodarza położone były na cyplu pomiędzy dużą okrąglicą, a po wylewie rzeka przerwała cypel, utworzyła sobie nowe, krótsze łożysko i łąki znalazły się na brzegu lewym, zaliczanym do gubernii piotrkowskiej”. W swoim sprawozdaniu – na szczęście dla potomnych – dość dokładnie opisał bieg Pilicy, zmieniony obecnie nie do poznania przez utworzenie Jeziora Sulejowskiego. „W Barkowicach – wspomina – piaski na brzegach doliny (piasek czerwony z otoczakami, piaski białe warstwowane) wraz z dużymi głazami narzutowymi; rzeka zmienia swój kierunek północny na północno-wschodni a z wysokiego lewego brzegu rozciąga się wspaniały widok na szeroką dolinę porżniętą licznemi okrąglicami. W ciągu całej drogi aż do Sulejowa spotkaliśmy tylko jeden dopływ – Luciążę”. Dobrego wrażenia na Lencewiczu nie zrobił Sulejów, gdzie razem z towarzyszem wyprawy zmuszony był nocować w zajeździe na słomie. „Sam Sulejów – pisze – jest miasteczkiem niewielkiem, rozłożonem na obydwu brzegach Pilicy. Brudne niebrukowane ulice, nizkie domki, kościół, szkoła, kancelarya gminna, oto wszystko co widzieliśmy w Sulejowie, a co jest typowe dla naszych miasteczek. Dwa mosty łączą brzegi rzeki, jeden drewniany do użytku publicznego, drugi żelazny, należący do kolei wąskotorowej”. Zainteresowały go sulejowskie wapienie, jednak pospiesznie przeszedł do opisu dawnego opactwa (wówczas browaru), „odwiedzanego [niegdyś] przez królów i inne dostojne osoby”. Za Bolesławem Chlebowskim powtarza, iż zamieszkali w nim zakonnicy „nie upamiętnili się ani gorliwością religijną, ani życiem umysłowem, ani żadną wybitniejszą postacią, instytucyą, fundacyą, pracą”. Od siebie dodaje zaś, że „dopiero po zniesieniu klasztoru w 1860 r. zaczął on być użyteczny dla społeczeństwa, gdy założono w jego murach ochronkę dla dzieci”. Ubolewa przy tym również na stan zachowania zespołu, albowiem „pałac opata rozpadł się w gruzy, a z przepychu i zbytku, jaki w nim gościł, pozostały jedynie porosłe mchami i chwastami mury”. Komentuje bogactwo flory nadpilicznych lasów: „rzadko gdzie w kraju mamy tyle lasów i takie lasy jak w okolicach Sulejowa, Tomaszowa, Spały. Stanowią one własność prywatną dworu carskiego, a przeto utrzymywane są starannie, nad czem czuwa cały sztab podleśnych, gajowych i wreszcie kozaków”. Dalej dodaje: „główną roślinność lasów stanowią tu sosny; podszycie jest bardzo bujne, o dominującej ilości jagód, w większości wypadków zbieranych przez ptactwo leśne, bo ludziom nie wolno. Pod Zarzęcinem, w lesie ciągnącym się po obydwu stronach Pilicy, podszycie stanowi orlica, ochocąca wielkością swą wzrostu człowieka”. Oryginalnością powaliły Lencewicza – „jedne z najpiękniejszych w kraju” – „pieczary” nagórzyckie. „Wiedzie do nich – obserwuje – nizkie niepozorne wejście, ale dalej wązki korytarz rozszerza się i rozgałęzia a wysokość dochodzi do kilku metrów. Długość pieczar wynosi 180 kroków, przedzielają je i podpierają liczne kolumny, niekiedy cienkie ścianki z małymi otworami w kształcie okienek, co nadaje im wygląd niezwykły. Pięknością swoją nie ustępują one grotom ojcowskim, bo choć są nieco niższe, a może i mniejsze, ale liczne kolumny nadają im wygląd odmienny od grot ojcowskich, zbliżając je poniekąd do słynnej groty w Adelsbergu”. Co Lencewicz podkreśla: „pieczary w Nagórzycach są dziełem rąk ludzkich. Miękki piaskowiec z łatwością daje się skrobać na piasek, to też eksploatowano go tu w ten sposób, pozostawiając ogromne pieczary”.
Pozostałe dni swojego objazdu przeznaczył nasz informator na badania o charakterze archeologicznym i antropologicznym. We wsiach Piekło i Ciebłowice naocznie przekonał się o wyburzeniu pieców wapiennych. W Komornikach Ciebłońskich powziął informację o grobach popielnicowych, lecz „poszukiwań nie robił”, albowiem „chłopi przypuszczają, że zakopane tam są skarby i choć sami ich nie szukają, ale przez wrodzoną chciwość nie chcą poinformować, gdzie takie skarby są zakopane”. W końcu – w Białobrzegach miał możność zwiedzić imponujący, acz niewielki kościółek modrzewiowy. Ostatnie badania prowadził w Smardzewicach, „dużej, liczącej około 900 mieszkańców wsi”. Wspomina o XVII-wiecznym klasztorze franciszkanów, wskazując, że „z pałacu biskupiego nie pozostało już nawet śladów, klasztor murowany przetrwał do czasów dzisiejszych, ale z wyjątkiem kościoła stan jego pozostawia wiele do życzenia”. Zajmowały go – prowadzone w typowej dla pocz. XX w. („rasowej”) metodologii – badania antropologiczne. „Chłop smardzewicki – pisze – zachował się dotychczas w stanie takim, jaki był przed laty, czy to pod względem odzieży, czy zwyczajów. Na zachowanie jego odrębności etnicznej wpływa prawdopodobnie uwarunkowana urodzajnością gleby względna zamożność, dzięki której chłop nie potrzebuje wynajmować się w poblizkim Tomaszowie jako siła robocza”. O miejscowych strojach ludowych wspomina, iż noszone są pospolicie; „włościanie noszą jasno-siwe długie sukmany, z kołnierzem i kantami oblamowanymi czerwoną taśmą, czerwony szeroki pas zawiązany na biodrach dopełnia garderoby świątecznej. W lecie noszą czarne kurtki, czarne spodnie i czapkę kroju miejskiego, zwaną przez nich «kaśkietem». Kobiety ubierają się barwnie: spódnica i zapaska z różnokolorowymi pasami podłużnymi, kolorowa chustka na głowie, korale na szyi i ładny, częstokroć haftowany gorset”. Pod względem „rasy”, w tej „nietkniętej dotychczas cyrklem i miarą antropologa” połaci kraju, przebadał 103 mężczyzn i 53 kobiety. „Do pomiarów” dobierał „głównie osobniki w sile wieku, rdzenną ludność miejscową pracującą na roli”. Wnioski były następujące: „Smardzewice zamieszkuje ludność nizkorosła o prostych blond włosach, białej skórze i jasnych zwykle zielonych oczach. Kształt głowy jest najczęściej krótki (73% wśród mężczyzn, 76% u kobiet), twarz krótka, stosunkowo szeroka, nosy w głównej swej masie należą do kategoryi średnich, o grzbiecie średnim, prawie prostym”. Co zajmujące: „wśród mieszkańców zachodniego końca Smardzewic więcej jest błękitnych oczu i jasnoblond włosów”, co tłumaczy Lencewicz sąsiedztwem wsi Swolszewice, „mieszkańcy której posiadają przeważnie oczy błękitne i włosy jasno-blond”. Reasumując: „w porównaniu z podhalanami, uważanymi przez prof. Kopernickiego za najczystszą rasę polską, okazuje się, że ludność opisywana jest niewiele od nich niższa, zupełnie nie różni się barwą skóry, oraz zbliża się bardzo pod względem ogólnego jasnego zabarwienia włosów i oczu”.
Smardzewice są – wg Lencewicza – „wsią, w której pewne cechy zachowały swą pierwotną czystość”. Wyniki badań interpretuje jako potwierdzenie tezy Glogera, który „o chłopie opoczyńskim pisze, że żyje on dziś jeszcze tak prawie jak za czasów Piasta”. Swoje obserwacje zwieńczył antropolog „rozkopaniem cmentarzyska” i studiowaniem szkieletów.
Długo jeszcze po wizycie przyszłego profesora opowiadano nad Pilicą o tym, jak „przyjechał z Warszawy ktoś, kto mierzy[ł] ludzi i z tego przepowiada[ł] ich przyszłość”.
Źródło: S. Lencewicz, Z badań fizyograficznych nad Pilicą, „Ziemia”, nr 29-32 (1912).
Mariusz Furman |
||